Przydacz: Putin próbuje nas cały czas podzielić
W ostatnich dniach premier Mateusz Morawiecki odbył serię spotkań z przywódcami europejskimi ws. kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Czy ofensywa dyplomatyczna szefa rządu przyniosła określony skutek?
Marcin Przydacz: W pierwszej kolejności należy wskazać, że to nie było seria spotkań dotyczących tylko Białorusi. Pan premier mówił o szerszych wyzwaniach dotyczących bezpieczeństwa w naszej części Europy, a Białoruś i operacja hybrydowa prowadzona na naszych granicach jest tylko wycinkiem szerszego obrazka do którego należy dołożyć rosnące zaangażowanie militarne Rosji wokół Ukrainy. Rozmowy dotyczyły również szantaży energetycznych dotyczących Mołdawii, której Polska udzieliła wsparcia gazowego. Jeśli już mówimy o szantażu energetycznym, to należy również wspomnieć Ukrainę, gdzie mamy problemy z ropą, gazem i węglem. Obserwujemy grę Rosji wokół Nord Sream2, co przekłada się na rosnące ceny gazu w Europie i wzrost inflacji. Na górze tego procesu jest rosnąca kampania dezinformacyjna ze strony Mińska i Moskwy. To powoduje, że wyzwania natury bezpieczeństwa, które stoją dziś przed Europą i Wspólnotą Euroatlantycką są bardzo poważne. Wymagane jest utrzymanie jedności, wypracowanej przez ostatnie miesiące przez polską dyplomację. Musimy dawać twarde sygnał wobec Mińska i Moskwy, aby zaprzestały przygotowań do ewentualnych kolejnych działań eskalacyjnych.
Premier udał się do najważniejszych stolic europejskich: Berlina, Paryża czy Londynu. Które z tych spotkań było najważniejsze?
Wszystkie były równie ważne. Premier unaocznił naszym partnerom, z jakim zagrożeniem mamy do czynienia. Oni to oczywiście doskonale rozumieli, jednak połączenie w jedność obrazka złożonego z różnych puzzli, spowodowało, że to rozumienie problemu jest o wiele lepsze i opracowanie dalszych działań dyplomatycznych wobec Rosji i Białorusi będzie odbywało się na poziomie europejskim.
Czy możemy rozumieć, że kanclerz Niemiec Angela Merkel bez wiedzy Polski nie będzie już kontaktować z prezydentem Rosji lub przywódcą Białorusi?
Z całą pewnością strona niemiecka, nie tylko urząd kanclerski, ale klasa polityczna i komentatorzy, rozumieją już, jak ważny jest sygnał jedności. Władimir Putin próbuje nas cały czas podzielić, rozegrać, wzniecając różnego rodzaju elementy podziału. Zachęca się do kontaktu tylko jedną stronę, drugą uznając za niekonstruktywną. To wszystko powoduje, że jesteśmy słabsi wobec Rosji. Myślę, że to nasi partnerzy rozumieją, natomiast nie ma gwarancji co do tego, czy ktoś będzie próbował realizować własną politykę.
Ostatnich trzydzieści lat historii nauczyło nas, że bez względu na to, jaką politykę prowadzi się wobec Niemiec czy Paryża, ciągoty uprawiania bilateralnego dialogu z Moskwą tam są cały czas obecne. Tak było w przypadku ataku na Gruzję czy wojny w Donbasie i zaboru Krymu. Pomimo spolegliwej polityki wobec Berlina czy Paryża prowadzonej wcześniej przez Radosława Sikorskiego i Donalda Tuska, Niemcy stworzyli format normandzki z pominięciem Polski. To ryzyko zawsze istnieje, jednak będzie to odpowiedzialność rządzących w Berlinie.
Co może dać nam Francja po rozmowach premiera Morawieckiego z prezydentem Macronem? Wiemy przecież, że Paryż lubi rosyjskie pieniądze.
Interesy dużych gospodarek europejskich są brane pod uwagę przez ich polityków w realizacji polityki zagranicznej. Proszę jednak pamiętać, że istnieją zobowiązania w ramach Unii Europejskiej i NATO, a polski bilans handlowy z Niemcami czy Francją również jest pokaźny, dlatego nasz głos jest tutaj brany pod uwagę. Proszę zauważyć, że w kontekście ataku hybrydowego na granicy z polsko-białoruskiej, operacji prowadzonej przez Łukaszenkę przy naturalnym wsparciu Moskwy, my jako Polska otrzymaliśmy pełne wsparcie ze strony państw UE. Udało nam się zbudować koalicję w ramach NATO. Trzydzieści państw popiera Polskę. Bruksela jest gotowa finansować budowę zapory na polskiej granicy. Niebawem w życie wchodzi pakiet sankcji, które zostaną wprowadzone z inicjatywy polskiej, a głos ''za'' wyraziły Francja i Niemcy. To stało się dzięki skuteczności polskiej dyplomacji.
Czy w Polsce była rozważna próba kontaktu z Putinem albo Łukaszenkę, czy takie rozwiązanie nie wchodzi w grę?
Oczywiście mamy tu otwarte kanały kontaktu. Nasze placówki funkcjonują w Mińsku i Moskwie. Natomiast do dialogu muszą być pewne warunki. Trudno jest oczekiwać konstruktywnego dialogu, gdy druga strona zainteresowana jest eskalacją konfliktu i pogłębianiem destabilizacji. Wymagane jest tu minimum dobrej woli z drugiej strony. Dialog dla samego dialogu może być postrzegany jako słabość. My nie odżegnujemy się od rozmowy z naszymi wschodnimi sąsiadami, ale muszą ku temu zaistnieć pewne warunki.
Były szef MSZ, dziś europoseł PiS Witold Waszczykowski w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl, krytykuje brak odpowiedzi ze strony polskiego rządu m.in. na słowa wiceprzewodniczącej KE Very Jourovej. Czy MSZ może coś sobie zarzucić?
Pan minister Waszczykowski zapewne patrzy na aktywność polskiej dyplomacji przez pryzmat swoich doświadczeń, kiedy zarządzał gmachem przy al. Szucha. Wówczas polityka europejska była usytuowana w MSZ. Dziś za politykę europejską odpowiada specjalny pion z ministrem Konradem Szymańskim na czele, działający w ramach Kancelarii Premiera. To on wiedzie prym, jeśli chodzi o kontakty z Brukselą. MSZ prowadzi politykę w stolicach europejskich, w relacjach bilateralnych i na tym się koncentrujemy. Natomiast nie podzielam opinii ministra Waszczykowskiego. Mam wrażenie, że dość aktywnie komunikujemy naszą niezgodę na próby federalizacji Europy z argumentacją następującą: nie krytyka dla samej krytyki, tylko ja osobiście przedstawiam to w duchu, obrony dobrego projektu europejskiego, UE do której wchodziliśmy w roku 2004.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.